sobota, 8 listopada 2014

Tęsknie Mamo.




   Moja matka zmarła przed moim ostatnim rokiem w Hogwarcie. Dokładne 29 sierpnia 1998 roku, w naszym domu w centrum Londynu. Od dawna chorowała, ale nie wiedziałam, że jest tak źle. Byłyśmy same, babcia i dziadek zmarli, krewni nie przejmowali się tym, a ojca nie znałam. Podobno nas zostawił, gdy mama była ze mną w ciąży. Na pogrzebie mamy była tylko jej siostra Susan wraz z mężem Victorem i dziećmi: Anthonym i Urlikiem. Jednak i ona zniknęła bez śladu po pogrzebie. Nie pozostał nikt. Następnego ranka udałam się więc do banku Gringotta i wyjęłam troszkę pieniędzy. Powinno wystarczyć.
 - Olivia. - do mojego przedziału wpadła moja paczka: mój narzeczony, Taylor, rozgadana przyjaciółka Ann, przemiła Amelia,  również rozgadany George i cichy i spokojny Kane. Wiedzieli co stało się kilka dni temu, i wiedzieli jak mnie nie denerwować i jak mnie uspokajać. Kocham ich.
- Cześć skarbie. - uśmiechnął się mój chłopak, Taylor. - Jak się trzymasz? Twoja mama... bardzo mi przykro i przepraszam za nieobecność na pogrzebie. Nie mogłem...
- Rozumiem. Nie tłumacz się, Tay. - posłałam mu lekki uśmiech. - Mama nic mi nie zostawiła, żadnego listu, nic. To jej wybaczę, ale fakt, że nie powiedziała jak bardzo choroba postępuje... nigdy.
- Daj spokój, Liv. - rzekła sucho Amelia. - Mama nie chciała cię martwić, rozumiesz? Chciała, zapewne, żeby było wszystko... po staremu? On cię kocha. - dodała tym razem z czułością w głosie i smutkiem na pięknej twarzyczce. - Uwierz mi, dobrze?
- Amelio, to nie twoja matka leży kilka metrów pod ziemią i to nie ty ją opłakujesz. - warknęłam.
Dobrze wiedziałam, że Amelia chciała dobrze, ale tym wykładem wyprowadziła mnie z równowagi. Czemu? Nie mam niebieskiego pojęcia.
- Przepraszam cię, Ami. - jęknęłam kładąc głowę na jej ramię. - Ale ja tęsknie. Bardzo.  Tęsknie mamo.
- Właściwie - zaczął Taylor grzebiąc w kieszeni - pani Roxe dała mi kopertę z listem dla ciebie.
- Wiedziałeś o jej chorobie, Taylorze? - zapytałam patrząc na niego ze złością. - Dlaczego mi nic nie powiedziałeś? Trzymałeś to w tajemnicy jak moja matka. Czemu?
- Twoja mama wiedziała, że nie będziesz chciała wrócić do szkoły. - podał mi pożółkłą kopertę. - Dostałem to na początku lipca. Przeczytaj to wieczorem. - powiedział kładąc swoją lekko brązową rękę na moje ramię. - Tak będzie najlepiej, nie?
- Dobra. - schowałam list pod bluzkę. - Wygraliście.
- Co? - zapytał Kane odrywając się od książki. - Co wygraliśmy?
- Rok temu. - powiedziałam z uśmiechem.
- O co ci kurwa chodzi? - zapytał George odrywając się od Ann.- Co wygraliśmy rok temu? - słynął z przekleństw, ale był przesympatyczny.
Ann szturchnęła swojego chłopaka poprawiając długie blond włosy.
- Chodzi jej - rzekła swoim słodkim głosem. - o wygrany puchar, George. Teraz już KURWA wiesz? - zaakcentowała przedostatnie słowo udając przy tym swojego ukochanego.
- Wiem.- mruknął opierając się i drzwi przedziału. - I dziękuje. W tym roku też puchar będzie Gryffidoru! To nasz ostatni rok, więc musimy wygrać, co kapitanie? - zwrócił się do Kane-Lee.
- Oczywiście! - zaśmiał się. - Ponownie skopiemy te Ślizgońskie dupy, tak że będą błagać o litość!
- Ale wy nie słyniecie z litości. - zauważyła Amelia. - Tylko z dobrej zabawy.
- A jakże? - zapytał głupio Taylor, na co wszyscy zachichotali. - Dobra zabawa i zero litości. Spoko, zapamiętamy, co panowie?
- Tak.





                                                                      ******



I jak tu ich nie kochać? Chłopaki to moje skarby, a Ann i Amelia są moją ostoją i rozśmieszaczem. Serio. Każde z nas nosi krawat z Gryffindoru, ale jesteśmy inni. Niektórzy mili, sympatyczni... prawdziwi Gryfoni. Inni nadawali by się do Ravenclawu bądź Slytherinu, za te swoje gadane.  A ja? Nie powinnam nosić szkarłatnego krawatu. Prawie nie pasuję do tego domu, jestem bardziej... jestem Ślizgonką. Jestem wredna, bezczelna. Dlaczego więc Gryffindor? Pamiętam, że Tiara wahała się między tym domem a Gryffindorem, ale po dziesięciu minutach poprosiłam wreszcie o Gryffindor, tak więc się stało. Z Tay'em zaręczyłam się kilka miesięcy temu. Jesteśmy razem od trzeciej klasy. To chyba jest przeznaczenie. Chyba, bo nie wiem jak długo zniesie moje humory, naprawdę czasem jestem nie do zniesienia. Ale za to mnie każdy kocha. No i za moje wewnętrzne fuj. Heh.

   Nim się obejrzałam byliśmy już w Wielkiej Sali. Jak zawsze usiadłam z moją paczką gdzieś w środku innych uczniów, bo środkiem nikt z belfrów się nie przejmował. No może Snape, ten wstręciuch. On nigdy nie pałał miłością do Gryfonów, a Gryfoni nie pałają miłością do niego. Taka kolej rzeczy. Po zjedzonej kolacji, i kilku żartach Georga i Taylora, wreszcie udałam się razem z Ann i Amelią do naszego dormitorium. Była nas tam piątka: Ja, Amelia, Ann, jakaś Eliza Queen i kumpela Ann Sasha Striker, która nie była specjalnie lubiana wśród innych, ale z Ann jakoś się dogadywała, czego nie rozumiem. Ta dziewczyna jest pojebana. Tak zdrowo.
Przypomniałam sobie o kopercie od Taylora. Gdy tylko upewniłam się, że dziewczyny śpią, wyciągnęłam list i zaczęłam czytać:


                                                                      Najdroższa córeczko. 

Jeśli to czytasz, to pewnie nie ma już mnie wśród Was. Proszę Cię, nie przejmuj się mną. Pewno teraz się zastanawiasz, dlaczego ona nic mi nie powiedziała o postępie choroby? Bo Cię kocham, mała. 
Taylor pewnie przekazał Ci me słowa, więc się nie będę rozpisywać. Ból mi na to nie pozwala. 
Mam dla Ciebie informację o Twoim ojcu; mieszka on na Spinner's End w małym miasteczku za Londynem, Cokeworth. Nie ma go tam za często, bo uczy w Hogwarcie. Niespodzianka. 

                                                                                                                Kocham, Mama




- Mój stary uczy w tej szkole? - zapytałam sama siebie, a Amelia poruszyła się na łóżku. - Kto to może być. Sprawdzę to.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Hejka! 

Jak podoba wam się pierwszy rozdział? Obok na pasku, jest coś takiego jak; informacja. Jest tam napisany postęp pracy, nad nowym rozdziałem. Ten jest krótki, ale nie będę pisała baardzo długich. 

 Pozdrowionka! Sofia Potter <3




3 komentarze:

  1. Krótko, treściwie, miło się czytało, lecz brakuje mi tej tajemnicy. Ja po przeczytaniu dobrze wiem, że jej ojcem jest Severus. W oczy mnie kują również przekleństwa, jednak wiem, że jest to pewnie zamierzone- w końcu kreujesz nową postać- jednak... nie lubię przesadnie używanych wulgaryzmów w opowiadaniach. Podobało mi się i mam nadzieję, że szybko dodasz kolejny. Poćwicz jeszcze nad opisami. Bo tutaj mam większość dialogów. Opisz miejsce, w którym się znajdują, uczucia, które nimi targają. :) Życzę weny i zapraszam do mnie,

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwszy rozdział, cóż sporo już się w nim dowiadujemy i możemy wywnioskować niektóre z rzeczy. Ale jestem pewna, że będziesz umiała mnie zaskoczyć :)
    Podobało mi się. Piszesz lekko i nie męczyłam się przy czytaniu, a to wielki plus. Choć brakuje mi emocjonalnej sfery.
    No nic, nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nooo mimo iż jest krótkie, to bardzo interesujące.
    Czytało mi się to szybko, ale z zaciekawieniem połykałam każdą literkę. Tekst wyglądałby lepiej, gdybyś go wyrównała po bokach, w poście jak piszesz są tam takie opcje ( do lewej, wyśrodkowane, do prawej i to ''ostatnie...'' - polecam ;) )
    Mam nadzieję, że kolejny będzie dłuższy?
    :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy